Prof. Alojzy Z. Nowak (ur. w 1956 r.) jest absolwentem Wydziału Handlu Zagranicznego Szkoły Głównej Planowania i Statystyki (obecnie Szkoła Główna Handlowa w Warszawie); studiował także w Anglii na Uniwersytecie w Exeter (W. Brytania), w Belgii na Uniwersytecie w Antwerpii, w USA na Uniwersytecie Illinois w Urbanie i Champaign oraz w Niemczech na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie. Na Uniwersytecie Warszawskim kierował Zakładem Międzynarodowych Stosunków Gospodarczych oraz Katedrą Gospodarki Narodowej na Wydziale Zarządzania. Był też dyrektorem Centrum Europejskiego UW. Był prodziekanem i dziekanem Wydziału Zarządzania UW oraz prorektorem UW ds. badań naukowych i współpracy. Od 2020 r. jest rektorem UW. Pracował w Akademii Leona Koźmińskiego. Wykładał na uczelniach we Francji, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Rosji, Chinach, Korei i RPA. Jest autorem ok. 300 publikacji naukowych poświęconych międzynarodowym stosunkom gospodarczym, bankowości, zarządzaniem ryzykiem na rynkach finansowych i na rynku kapitałowym. Jest członkiem wielu rad nadzorczych i rad naukowych oraz stowarzyszeń (często z wyboru) w kraju i za granicą. Od 2018 roku prof. A.Z. Nowak kieruje Akademickim Związkiem Sportowym. Funkcję tę pełni pro publico bono.
Jednym z naszych priorytetów jest stałe rozszerzanie współpracy z otoczeniem zagranicznym, a więc umiędzynarodowienie uczelni. Nie tyle z myślą o konkurencji, ile z intencją współpracy i kooperacji, poszukiwania doświadczeń u naszych partnerów, wartych implementacji u nas. Funkcja Uniwersytetu Warszawskiego, jako największego ośrodka naukowego w kraju, skupiającego tak wielką liczbę uczonych i będącego jednym z głównych ośrodków kształcenia kadr na potrzeby gospodarki i administracji, nie może ograniczać się wyłącznie do kształcenia studentów i prowadzenia badań naukowych w naszym kraju, choć jest to oczywiście zadanie najważniejsze.
Jak pan rozumie pojęcie uniwersytetu? Czy to humboldtowskie jest wciąż aktualne, czy trzeba je przedefiniować?
Ideał uniwersytetu humboldtowskiego rozwinął się wokół dwóch kanonów: po pierwsze, kształcenie akademickie i badania naukowe powinny się łączyć; po drugie, wolność intelektualna i swoboda w badaniach oraz nauczaniu powinny być gwarantowane przez autonomię uniwersytetu. Te zasadnicze kanony są wciąż aktualne i nie wymagają przedefiniowania. Badania, rozwój niezależnych dyscyplin z własnymi standardami i priorytetami muszą być wszakże istotne z ekonomicznego oraz społecznego punktu widzenia. Możliwość odpowiedzi na nowe procesy, wyzwania naukowe i edukacyjne o charakterze globalnym wymaga nie tylko zachowania tego kluczowego kanonu, ale również umieszczenia go we właściwym kontekście. Czasem odnoszę wrażenie, że oczekuje się od nas efektywności na miarę tej, poprzez którą oceniane są przedsiębiorstwa. To duże zagrożenie. W badaniach oznaczać to może porzucenie części mniej rynkowych tematów, co odczujemy negatywnie w przyszłości. To także niebezpieczne ukształtowanie się proporcji pomiędzy badaniami podstawowymi a stosowanymi. Niższe ryzyko, wysoka gwarancja spodziewanego wyniku procesu, oczekiwanie szybkiego rezultatu komercyjnego czy wyścig technologiczny preferują te drugie. Tymczasem bez wyników badań podstawowych nie będzie badań stosowanych. Błędy strategii badawczo-rozwojowych wielu krajów pokazały, jakie są skutki braku zrównoważenia w badaniach. Nie we wszystkich dyscyplinach zwrot z nakładów na badania będzie tak samo widoczny i mierzalny. Duża część pracy uczelni przynosi efekty nie tyle trudno mierzalne, co wręcz niemierzalne. I wreszcie – pomiar efektywności. W biznesie system oceny ekonomicznej, ale też społecznej oraz środowiskowej rozwija się od wielu lat. Musi ona być kompleksowa, uwzględniać szereg wymiarów funkcjonowania firmy. A przecież tych wymiarów jest znacznie mniej w przedsiębiorstwie niż na uczelni. Bardzo niepokoją mnie pojawiające się miary efektywności procesu dydaktycznego w postaci np. success rate. Coraz powszechniejsze oczekiwanie wysokiego wskaźnika ukończenia studiów, a szczególnie uzależnianie od tego finansowania doprowadzi do dwóch skrajności. Z jednej strony nadmiernego podniesienia oczekiwań wobec kandydatów – ekonomista powie lepszy input, lepszy output, niskie ryzyko. Z drugiej, obniżenia wymagań w procesie dydaktycznym, by mieć wysokie wskaźniki ukończenia studiów. Nie powinniśmy bać się oceny działania uczelni, powinniśmy jej podlegać, ale nie może ona być jedno– lub kilkuwymiarowa i ograniczać się do efektywności czy wydajności. To zagrożenie dla humboldtowskiego kanonu, ale myślę, że znajdziemy na to skuteczne antidotum dla dobra nauki, gospodarki i społeczeństwa. I jeszcze jedno, powinniśmy unikać bezkrytycznego przenoszenia technik i narzędzi z obszaru zarządzania przedsiębiorstwami, np. strategicznego, do uczelni. Powinniśmy zrozumieć kontekst ich wykorzystania i nauczyć się je umiejętnie adaptować.
Czy w czasach masowości kształcenia aktualne są tradycyjne wartości uniwersyteckie, w tym fundamentalna dawniej relacja mistrz-uczeń?
Nie widzę zasadniczych sprzeczności pomiędzy tradycyjnymi, a współczesnymi wartościami akademickimi, w szczególności w odniesieniu do relacji mistrz-uczeń. Mistrz stanowi pewnego rodzaju wzór. Pod okiem mistrza, autorytetu naukowego, młody człowiek zdobywa nie tylko wiedzę, ale nierzadko także pewien system wartości, sposób działania, styl życia. Myślę, że w sporej części silna pozycja uczelni amerykańskich polega właśnie na przyciąganiu najlepszych naukowców i budowaniu podczas seminariów, projektów badawczych i publikacji więzi pomiędzy mistrzami i ich uczniami. To sposób kumulacji wiedzy dający olbrzymią przewagę konkurencyjną. W końcu nie tylko jest ważne, gdzie się obroniło doktorat, ale kto był jego promotorem. Osoby, które bronią je u noblistów, od razu mają lepszą pozycję naukową, wynikającą z wiedzy i doświadczenia pozyskanych od swoich mistrzów. Tak powstają szkoły i specjalizacje badawcze uczelni. Dlatego relacja ta jest i będzie ważna. Dzisiaj nie brakuje na Uniwersytecie Warszawskim wykładowców mogących być takimi mistrzami.
Widać w „akademii” zwiększony poziom akceptacji dla nieetycznych zachowań, w tym plagiatów. Walczyć ze „złem” czy tolerować z krytyczną uwagą?
Nie zgadzam się z taką tezą. Nie widzę, by w jakiejkolwiek organizacji, a tym bardziej uczelni, miało miejsce akceptowanie czy tolerowanie zachowań nieetycznych. Pewnie zdarzają się przypadki awansów spowodowanych przeoczeniem czy niedokładnością recenzentów, ale dotyczą one względnie niewielkiej skali. To oczywiście też nie powinno się zdarzać. Warto dodać, że niektórzy, mówiąc o akceptowaniu zachowań nagannych i krytykując opieszałość w ich wyjaśnianiu, zdają się nie dostrzegać uwarunkowań prawnych związanych z rozpoznawaniem i procedowaniem dyscyplinarnym działań nieetycznych, nie tylko tych związanych z plagiatami, ale także związanych z dobrymi obyczajami. Z plagiatem wiążą się kary dyscyplinarne: upomnienie, nagana, nagana z ostrzeżeniem, zawieszenie w określonych prawach studenta jak i pracownika, wydalenie z uczelni. Zakładam, że każda uczelnia czyni wszystko, aby stan wiedzy na temat występowania plagiatu był jak najlepszy, na pewno jest tak na Uniwersytecie Warszawskim.
Na UW podejmujemy szereg działań służących eliminacji zachowań nieetycznych wśród naukowców i studentów, a także służących podnoszeniu świadomości w tym zakresie. Wśród nich są m.in. regularne szkolenia z ochrony własności intelektualnej, stosowanie programów sprawdzających prace dyplomowe i zaliczeniowe, oświadczenie składane przez nauczycieli akademickich przy ocenie okresowej potwierdzające, że dorobek w okresie objętym oceną nie narusza przepisów o prawie autorskim i prawach pokrewnych, a także o własności przemysłowej.
Proponował pan zmianę systemu finansowania uniwersytetów, tj. dodania komponentu środków zewnętrznych (poza grantami i subwencją). Skąd te pieniądze, co by to miało dać uczelni, a co jej darczyńcom, czyli partnerom finansującym?
System finansowania może stanąć na drodze do szybkiego rozwoju polskich szkół wyższych, szczególnie w kontekście międzynarodowym. Jest tu miejsce na działania państwa, ale też samych uczelni. Dodanie komponentu środków zewnętrznych do finansowania uniwersytetów wydaje mi się niezwykle ważne. Mogą one pochodzić co najmniej z dwóch źródeł. Pierwsze, które jest istotne w perspektywie globalnej, to wspólne projekty finansowane ze środków prywatnych, głównie przedsiębiorstw. W tym przypadku korzyści są jasno określone i w sporej części zawarte w odpowiednich umowach. Partner biznesowy otrzymuje wiedzę, technologię, produkt, wsparcie analityczne czy eksperckie, którego potrzebuje, a uczelnia dodatkowe źródło dochodów. Dlatego pytanie o środki pochodzące od zewnętrznych partnerów w mojej opinii dotyka problemu znacznie szerszego, a mianowicie zasadności i potrzeby relacji pomiędzy uczelniami a biznesem. Spotkałem się niedawno z pytaniami, czy nie przespaliśmy w Polsce czasu na udział uniwersytetów i politechnik w innowacyjnym świecie technologicznej zmiany. Myślę, że obecnie, w warunkach wzrostu nakładów na badania i rozwój, w tym z funduszy unijnych, mamy szansę nadrobić te zaległości. Druga grupa to sponsorzy i darczyńcy, a więc przedsiębiorstwa, fundacje, absolwenci, ludzie zamożni, którzy z różnych powodów chcą wesprzeć uczelnie. Czasem dla prestiżu, czasem z potrzeby serca, ale też i ze względów podatkowych. Niezależnie od powodów, te środki bardzo się uczelniom przydają. Z moich licznych doświadczeń z funkcjonowania uniwersytetów amerykańskich próbuję wyciągać wnioski na potrzeby UW. W USA narodził się typ uniwersytetu przedsiębiorczego. Dziś takie uniwersytety, jak: Harvard, Berkeley, MIT, Yale, Princeton, Stanford stanowią uosobienie z jednej strony akademickiego prestiżu i bardzo wysokiego poziomu badań naukowych i nauczania, a z drugiej – związku z wykuwaniem innowacji, nowoczesności i przedsiębiorczości. Podstawą amerykańskiej filozofii zarządzania uczelniami jest konkurencyjność, a podstawowym ogniwem łączącym aktywność przedsiębiorczą na uczelniach z gospodarką opartą na wiedzy są rynek oraz zamówienia instytucji prywatnych. Marzy mi się taki uniwersytecki fundusz venture capital. Do tego potrzebne byłoby wyposażenie uczelni w coś, co nazywa się „kapitałem żelaznym” i odpowiednie zmiany w regulacjach prawnych.
Naturalnie nie da się u nas implementować wszystkich doświadczeń amerykańskich. W Europie szkolnictwo wyższe jest bardziej regulowane oraz finansowane w dużej mierze ze środków publicznych. W USA uczelnie publiczne też są finansowane w zdecydowanym zakresie ze środków budżetowych. W przypadku prestiżowych uczelni prywatnych zdarza się to rzadko, ale ma to także miejsce.
Europejska kultura akademicka ceniła zawsze bardziej tradycyjne i sprawdzone nurty nauczania i badań naukowych. Ale to się zmienia. Ciekawe byłoby moim zdaniem powiązanie podejścia europejskiego, kontynentalnego ze stabilnym finansowaniem działalności bieżącej, ale i z „kapitałem żelaznym” z jednej strony oraz pozyskiwaniem finansowania „na rynku” z drugiej.
Moje dotychczasowe doświadczenia w Polsce prowadzą do oczywistej konkluzji. Uniwersytet Warszawski powinien także w jeszcze większym stopniu kształcić przyszłych przedsiębiorców, innowatorów i kreatorów rynku. Często o tym mówię: nauka musi szybko podążać, a nawet wyprzedzać potrzeby nowoczesnej gospodarki, także w zakresie innowacyjności. To się już dzieje na UW. Wybitni przedstawiciele biznesu powinni częściej znajdować miejsce w uczelniach, czy to w ciałach doradczych, czy przy prowadzeniu działalności badawczej i dydaktycznej, a przedstawiciele uczelni zasiadać powinni w radach nadzorczych czy też w radach dyrektorów firm. W rezultacie wzajemnego poznania się, ściślejszej współpracy, a niejednokrotnie i wspólnych celów, część badań naukowych mogłaby być – i bywa już – finansowana ze środków zewnętrznych, a studenci i absolwenci mogliby zdobywać doświadczenie i umiejętności w dobrze prowadzonych i zarządzanych firmach. To w przyszłości zwiększyłoby atrakcyjność absolwentów na rynku pracy. Z drugiej strony chciałbym, by aktywizacja jednostek UW, takich jak Uniwersytecki Ośrodek Transferu Technologii, prowadziła do zwiększenia dochodów uczelni z komercjalizacji wyników badań. Wszystko to rzecz jasna nie zastąpi budżetowych źródeł finansowania w szczególności badań podstawowych i dydaktyki, ale może te źródła znacznie uzupełnić i wzbogacić.
I jeszcze kwestia zarobków pracowników uczelni. W obecnym modelu finansowania szkół wyższych możliwości istotnych podwyżek płac są ograniczone ze względu na brak stabilnych i długoterminowych rezerw pozwalających na podjęcie takich działań w sposób odpowiedzialny. W ostatnim czasie na Uniwersytecie Warszawskim, rozumiejąc problem i bazując na posiadanych zasobach finansowych, zintensyfikowaliśmy wypłaty dodatków jednorazowych. Nie jest to jednak rozwiązanie systemowe, a takie jest potrzebne do stabilizacji materialnej pracowników uniwersytetu, i takiego wciąż szukam. Nie można dla korzyści krótkoterminowych postawić pod znakiem zapytania stabilności finansowej uczelni. Stabilne dochody ze źródeł zewnętrznych byłyby doskonałym narzędziem do sfinansowania podwyżek dla wszystkich pracowników uczelni, niezależnie od działań rządu.
Mówiąc o stworzeniu kapitału żelaznego, oczekuje pan ogromnych publicznych pieniędzy dla uczelni.
Nie tyle żądam tych ogromnych pieniędzy dla uczelni, bo przecież nie jestem naiwny, ale oczekuję na możliwość stworzenia mechanizmu pozwalającego kreować dodatkowe środki finansowe uczelni w oparciu o wspomniany „kapitał żelazny”. Można by nimi wspierać prowadzone badania, stypendia dla studentów i doktorantów, wyjazdy na staże i praktyki zarówno pracowników, jak i studentów. Koszty krótkoterminowych zatrudnień pracowników krajowych i zagranicznych itp. Słowem wszystko to, co ma charakter wsparcia jednorazowego bądź krótkoterminowego. Być może w przyszłości, kiedy proponowany „kapitał żelazny” byłby już stabilny i zasilony ze stałych przychodów, będących rezultatem prowadzonych za jego pomocą inwestycji, można by pomyśleć także o stałym dofinansowaniu budżetu uczelni, a tym samym także pensji pracowników. Ostatnio, biorąc udział w konferencji na Uniwersytecie Stanforda, dowiedziałem się, że w ten właśnie sposób budżet tej uczelni dofinansowywany jest w przynajmniej 20%.
Jak sobie pan wyobraża obowiązek finansowania szkolnictwa wyższego przez państwo? Czy nie lepiej byłoby, gdybyśmy wprowadzili odpłatność za studia?
Obowiązek ten wynika wprost z Konstytucji RP. Aby prowadzić jakiekolwiek rozważania nad tym, czy może być inaczej, należałoby zmienić najważniejszy akt prawny w Polsce. Pragnę jednak podkreślić, że podstawowe finansowanie szkolnictwa wyższego przez państwo stanowi fundament, na którym uczelnie mogą się rozwijać i pozyskiwać dzięki temu środki zewnętrzne. Nowoczesne badania są coraz bardziej kosztowne, wymagają zakupu unikatowej aparatury i jej ustawicznego odnawiania, nowoczesnej infrastruktury dydaktycznej i laboratoryjnej oraz niemałych środków na pokrycie kosztów ich funkcjonowania, nie wspominając o konkurencyjnych wynagrodzeniach naukowców. W naszych realiach tylko państwo jest w stanie zapewnić stabilny dopływ potrzebnych środków. Uczelnie wymagają wielu inwestycji, których finansowanie bez dominującego udziału państwa nie jest możliwe, dotyczy to także tzw. Programu Wieloletniego UW, finansowanego przez Rząd RP.
Odrębnym problemem są środki na wynagrodzenia. Bez systemowych działań rządu będzie źle. Nie tylko będziemy mieli trudności z zachęcaniem młodych i zdolnych ludzi do pozostania na polskich uczelniach, ale możliwy będzie odpływ kadr naukowych do sektora przedsiębiorstw, nie wspominając o emigracji. Oprócz programów NAWA potrzebujemy też środków na zatrudnianie dobrych naukowców i wykładowców z zagranicy. Wątpię, czy przy obecnym poziomie płac ktoś z zagranicy z dobrym dorobkiem publikacyjnym czy nawet dydaktycznym, kto mógłby przyczynić się do rozwoju naszych uczelni, podejmie decyzję o przejściu do nas na etat. Wspomniane przeze mnie wcześniej środki zewnętrzne nie są systemowym rozwiązaniem problemu.
Oczywiście skuteczność aktualnie istniejącego modelu finansowania wymaga przestrzegania konkurencyjnych procedur i podziału środków na podstawie czytelnych kryteriów doskonałości badawczej i edukacyjnej, ale kluczem do sukcesu jest stabilność. Subwencja dla jednostek badawczych i dydaktycznych powinna być uzupełniana znaczącą pulą grantów. Mogę pokazać to na przykładzie z UW. W ostatnim czasie staramy się o zapewnienie finansowania Środowiskowego Laboratorium Ciężkich Jonów, w którym prowadzone są badania z zakresu fizyki jądrowej na drogim w utrzymaniu cyklotronie. Na jednostkę tę przypada niewielka subwencja, która nie pozwala na pokrycie kosztów jej utrzymania. To ważny element krajowej, a w pewnym sensie i międzynarodowej infrastruktury badawczej, ale koszty obciążały głównie budżet UW. Dzięki życzliwości Ministerstwa Edukacji i Nauki udało się sytuację tymczasowo uregulować, ale nie jest to rozwiązanie systemowe, jakiego należałoby oczekiwać i ten problem będzie powracał.
Nasz system szkolnictwa wyższego nie jest w całości finansowany przez państwo. Uczelnie mogą pobierać opłaty za różne formy kształcenia, choćby na studiach niestacjonarnych czy podyplomowych. Należy jednak pamiętać, że w najlepszych uczelniach na świecie środki pozyskiwane z czesnego, szczególnie w USA, rzadko przekraczają 20-30% budżetu, mimo że studia są 4-5-krotnie droższe niż w Polsce. Wprowadzenie pełnej odpłatności za studia wymagałoby rewolucji nie tylko w regulacjach prawnych, ale też w systemie kredytów studenckich. Jednocześnie skutki społeczne i długoterminowe ekonomiczne niekoniecznie byłyby pożądane, a uczelnie, szczególnie publiczne, są przecież także narzędziem polityki społecznej i ekonomicznej państwa.
Uruchamia pan studia lekarskie na UW. Czy i dlaczego to ważne dla uniwersytetu? Dlaczego nie poszedł pan drogą konsolidacji z WUM?
Jednym z moich marzeń jako rektora był powrót kształcenia medycznego na Uniwersytet Warszawski. Ideę tę mocno wspiera Senat i cała społeczność akademicka UW. Podkreślam znaczenie kształtowania Uniwersytetu Warszawskiego jako instytucji wszechstronnej, obejmującej zakresem swoich badań i kształcenia możliwie najszersze spektrum dyscyplin naukowych. Dopełnieniem tej wizji jest właśnie utworzenie Wydziału Medycznego, który może być spoiwem i inspiracją do prowadzenia badań, także międzywydziałowych. Tworzone są multidyscyplinarne grupy badawcze, przygotowywane są kongresy międzynarodowe, spotykam się z ogromnym zainteresowaniem zagranicznych ośrodków badawczych, m.in. Harvard Medical School. Jestem przekonany, że to jeden z ważniejszych kierunków rozwoju całego uniwersytetu. Wydział Medyczny jest ogromną wartością dodaną, przyczyni się do pogłębienia realizacji społecznej misji UW, ale także do lepszego wykorzystania potencjału naszego uniwersytetu w zakresie nauk ścisłych i przyrodniczych, a również społecznych i humanistycznych. W rezultacie badań w zakresie medycyny i ochrony zdrowia prowadzonych wspólnie przez Wydział Medyczny oraz pozostałe wydziały uniwersyteckie i jednostki pozauniwersyteckie, w tym wiele ośrodków zagranicznych, a także najlepszych krajowych szpitali, oczekujemy zwiększenia liczby projektów badawczych, a w konsekwencji publikacji i cytowalności w najlepszych czasopismach naukowych.
Kontynuujemy współpracę z Warszawskim Uniwersytetem Medycznym, zarówno w zakresie badań, jak i kształcenia studentów, czego przejawem jest wzajemne udostępnianie studentom zajęć prowadzonych na obydwu uczelniach. Na początku 2023 roku zawarliśmy porozumienie w sprawie współpracy dydaktycznej przy prowadzeniu kształcenia na kierunku lekarskim. Dotyczy ona przede wszystkim prowadzenia zajęć z anatomii dla naszych studentów przez nauczycieli akademickich z WUM. Bardzo liczę na to, że tych obszarów współpracy będzie przybywać. Utworzenie Wydziału Medycznego nie ma na celu przerwania tej współpracy. Mam nadzieję, że stanie się on w niezbyt dalekiej perspektywie platformą ułatwiającą taką współpracę. Warto jednak w tym miejscu podkreślić, że partnerem głównym, stanowiącym bazę kliniczną dla naszych studentów, jest Wojskowy Instytut Medyczny w Warszawie. Jest to jednostka prowadząca badania w zakresie medycyny na najwyższym poziomie, posiadająca pełne wyposażenie kliniczne na potrzeby zarówno dydaktyczne, jak i badawcze. Mamy także podpisane porozumienia z wieloma jednostkami leczniczymi, w tym ze Szpitalem Południowym w Warszawie. Mogę powiedzieć, że współpraca w zakresie tworzenia i rozwoju uniwersyteckiej medycyny na UW także z innymi jednostkami układa się znakomicie.
W wyniku ewaluacji „powstanie” kilka nowych uniwersytetów.
Jeśli nowe uczelnie spełniają ustawowe kryteria, to nie widzę żadnych przeszkód, żeby otrzymały miano uniwersytetów. W wyniku ostatniej ewaluacji wzrosła liczba podmiotów mających prawo do nadawania stopni naukowych. Nie oznacza to automatycznie zdolności do prowadzenia edukacji i badań na poziomie porównywalnym z poziomem dużych uczelni publicznych. Budowanie pełnego środowiska intelektualnego zdolnego do trwałego uprawiania twórczości naukowej na wysokim poziomie wymaga czasu i konsekwencji albo zainwestowania bardzo dużych środków, a najlepiej i jednego, i drugiego.
Czy mamy prawo ograniczać stosowanie pewnych tradycyjnych nazw akademickich w obszarze szkolnictwa wyższego?
Z punktu widzenia aktualnego stanu prawnego władza taka należy do ustawodawcy, który w określonych przypadkach z niej korzysta. Korzystanie z tego przywileju wydaje się jak najbardziej zasadne i celowe. Definicje, w tym te pochodzące z języka prawnego, pomagają nam strukturyzować i kategoryzować rzeczywistość. Dlatego wprowadzanie ograniczeń w zakresie używania tradycyjnych nazw akademickich w obszarze szkolnictwa wyższego jest zasadne.
Czy uczelnie działają same dla siebie i wyznaczonych przez siebie celów, czy może mają do spełnienia misję wobec własnego społeczeństwa i państwa?
Odpowiedź na to pytanie jest oczywista, choć rozumiem intencję. Uczelnie mają do wypełnienia misję wobec społeczeństwa i państwa. Wydaje się, że na obecnym etapie rozwoju społeczno-gospodarczego nie ma badań dla badań ani uczelni dla uczelni. Muszą one być otwarte na otoczenie, wspierać je i kształtować. Rozumiem, że czasem wydaje się, że badania prowadzone w różnych dyscyplinach naukowych sprawiają wrażenie oderwanych od bieżących potrzeb, zbyt teoretycznych, nieaplikowalnych itd. Uważam takie podejście za zbyt powierzchowne, a nawet za niebezpieczne. Badania we wszystkich dyscyplinach służą nie tylko ogólnemu rozwojowi, który jest tak ważny w obecnych niepewnych czasach, chociaż zwykle nie możemy przewidzieć, kiedy oraz jak ich wyniki przyczynią się do rozwoju ludzkości, będą wykorzystane w ten czy inny sposób do rozwoju nauki, jak i gdzie będą implementowane. Nie możemy sobie zatem narzucić utylitaryzmu. Czasami badania muszą być prowadzone dla podtrzymania kultury badań i rozwoju myśli. Just in case, aby móc je wykorzystać, gdy zajdzie potrzeba. Tak było np. w przypadku szczepionki przeciwko covidowi, nie prowadzono przecież badań bezpośrednio przeciwko wirusowi, który nie istniał, ale przeciwko wirusowi w ogóle. Kultura jednak i umiejętności wówczas nabyte pozwoliły na stosunkowo szybkie wykrycie szczepionki przeciwko Covid-19, co uratowało życie wielu ludziom, a instytucjom prowadzącym te badania dało wielomilionowe dochody, które z nawiązką pokryły poniesione wcześniej nakłady. Podobnie z dydaktyką: jeśli nie będziemy w sposób zrównoważony rozwijać wszystkich dyscyplin, w przyszłości nie będziemy mogli przygotować w należyty sposób studentów do zmian w otoczeniu, proces edukacji nie da oczekiwanych rezultatów. Wróćmy jednak do samego UW. Zadania wyznaczone przez nas do realizacji są elementem Strategii UW na lata 2023–2032, której efektem będzie wzmocnienie mechanizmów doskonalenia uczelni. Fundamentem naszej aktywności pozostaną przy tym cele wskazane w roku 1816 przez założycieli Uniwersytetu Warszawskiego: „Uniwersytet ma nie tylko utrzymywać w narodzie nauki i umiejętności w takim stopniu, na jakim już w świecie uczonym stanęły, ale nadto doskonalić je, rozkrzewiać i teorię do ich użytku społeczności zastosować”. Przekładając to na język współczesny, chciałbym, tak jak to zapisaliśmy w przyjętej strategii uczelni, żeby Uniwersytet Warszawski był miejscem dla ludzi z pasją i ambicjami, gotowych na samodoskonalenie, w którym promowane są postawy kreatywne, odwaga w podejmowaniu nowych wyzwań badawczych i ambitnych zajęć dydaktycznych, aktywność naukowa i dydaktyczna, wolność i niezależność uniwersytetu, szacunek dla dobra wspólnego i dobrego imienia UW, wysokie standardy etyczne, poszanowanie uniwersalnych wartości, praw człowieka i swobód obywatelskich oraz otwartość na różnorodność.
Co jest ważniejsze: rywalizacja czy współpraca w nauce?
Rywalizacja i współpraca nie muszą się nawzajem wykluczać, ale mogą się uzupełniać. Znalezienie proporcji między nimi może zależeć od konkretnego przypadku, od konkretnej instytucji, często od osób bezpośrednio zaangażowanych w określone przedsięwzięcie. Uczciwa rywalizacja oparta na przejrzystych regułach może być bardzo skutecznym motorem postępu, zaś współpraca jest niezbędna choćby przy realizacji dużych i wymagających projektów, które bardzo często wymagają uzupełniających się kompetencji i wielkich nakładów finansowych, przekraczających możliwości pojedynczych jednostek.
Czy polskie uczelnie muszą konkurować w środowisku międzynarodowym?
Polskie uczelnie konkurowały, konkurują i będą konkurowały na arenie międzynawowej. To jest motorem innowacji i sukcesu – jakżeby inaczej? Jednym z naszych priorytetów jest stałe rozszerzanie współpracy z otoczeniem zagranicznym, a więc umiędzynarodowienie uczelni. Nie tyle z myślą o konkurencji, ile z intencją współpracy i kooperacji, poszukiwania doświadczeń u naszych partnerów, wartych implementacji u nas. Funkcja Uniwersytetu Warszawskiego, jako największego ośrodka naukowego w kraju, skupiającego tak wielką liczbę uczonych i będącego jednym z głównych ośrodków kształcenia kadr na potrzeby gospodarki i administracji, nie może ograniczać się wyłącznie do kształcenia studentów i prowadzenia badań naukowych w naszym kraju, choć jest to oczywiście zadanie najważniejsze. Otoczeniem międzynarodowym dla Uniwersytetu Warszawskiego jest głównie akademicka Europa, a więc rozwijanie współdziałania z sieciami uniwersytetów i stowarzyszeń europejskich, jak np. z siecią uniwersytetów miast stołecznych Europy (UNICA) czy European University Association. Współpraca ta przynosi obustronne korzyści. Podobny cel przyświeca współpracy z wieloma uniwersytetami amerykańskimi. Jedną z inicjatyw strategicznych UW jest Sojusz 4EU+, który tworzy osiem europejskich uczelni badawczych. Współpraca dotyczy prowadzenia badań naukowych na światowym poziomie, wspólnych programów studiów, kształcenia doktorantów, podejmowania wspólnych inicjatyw związanych z innowacyjnością, transferem technologii i społeczną odpowiedzialnością uczelni. Być może w efekcie doprowadzi to przy wsparciu finansowym Unii Europejskiej do silniejszej integracji instytucjonalnej, co w rezultacie mogłoby pomóc w konkurowaniu z najlepszymi uniwersytetami amerykańskimi i azjatyckimi.
A jak pan patrzy na rankingi uniwersytetów?
Rankingi nie są celem, a narzędziem pomagającym zmierzyć naszą widzialność i pozycję na rynku badań i edukacji. Rankingi międzynarodowe oparte na dobrze opracowanej metodologii są ważnym uzupełnieniem informacji o nas samych w kontekście konkurencji międzynarodowej w objętych metodologią rankingu obszarach. Na UW wykorzystujemy je do analizy osiągnięć i tempa rozwoju względem innych uczelni. Chciałbym zauważyć, że ważnym kryterium czołowych światowych rankingów są dokonania naukowe w postaci cytowań i rozpoznawalności międzynarodowej dorobku naukowego. Dostrzegam problem niskiej kompatybilności działalności naukowej i wysiłku naukowego z ocenami międzynarodowymi w tych zakresach. Dlaczego tak jest, to temat do dalszej analizy i stosownych decyzji, jak mi się wydaje, nie tylko z punktu widzenia Uniwersytetu Warszawskiego. Wpływ na niedostateczną cytowalność powstających w Polsce prac naukowych ma niekiedy niewystarczająco wyeksponowany oryginalny walor ich implementacji do życia społecznego i gospodarczego. Warto zauważyć, że polscy naukowcy wydają niekiedy miliony złotych rocznie na publikowanie w czasopismach, które naukowe są tylko z nazwy, a mało mają wspólnego z jakością naukową.
Jak się pan zapatruje na wyłanianie uczelni badawczych, zwłaszcza w obecnej postaci, gdy stworzyły one kolejny podział w systemie szkół wyższych w Polsce?
Podziały ze swojej istoty są raczej destrukcyjne, a nie konstruktywne. Nauka woli spory intelektualne, różne punkty widzenia, odmienne poglądy w konkretnych sprawach. Wyłonienie grupy uczelni badawczych, w których skoncentrowana jest większość potencjału intelektualnego i materialnego, stanowi konieczny warunek podniesienia jakości i skuteczności badań naukowych. Rozproszenie skromnych sił i środków nie sprzyja konkurowaniu z wiodącymi ośrodkami światowymi.
Czy jest pan zadowolony z wyników ewaluacji Uniwersytetu Warszawskiego?
Uniwersytet Warszawski potwierdził, iż zajmuje czołowe miejsce w krajowej lidze uniwersytetów badawczych. Ewaluowaliśmy 24 dyscypliny i 8 z nich otrzymało kategorię A+, 12 – A, a 4 – B+. Oczywiście, gdybyśmy mieli same A+, bylibyśmy jeszcze bardziej zadowoleni. W ostatnich trzech latach wzmocniliśmy znacząco pozycję w nauce europejskiej i światowej. Od 2020 roku nasi pracownicy uzyskali 12 grantów ERC. Uczestniczymy w licznych konsorcjach europejskich. Rośnie, choć jeszcze nie w stopniu przez nas pożądanym, odsetek prac publikowanych w najbardziej prestiżowych czasopismach i wydawnictwach. Jesteśmy członkiem grupy CE7 – najlepszych uniwersytetów badawczych z Europy Środkowo-Wschodniej. Wspomnę jeszcze o inicjatywie podnoszenia poziomu badań naukowych w programie Inicjatywa Doskonałości – Uczelnia Badawcza, a także o centrach doskonałości, jak Centrum Kultura – Język – Umysł w naukach humanistycznych czy Instytut Studiów Zaawansowanych w naukach ścisłych i przyrodniczych. Uruchomiliśmy moduł ewaluacyjny, niebawem powstanie repozytorium efektów działalności badawczej w Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie. To tylko niektóre przedsięwzięcia i działania, które powinny poprawić wyniki UW w kolejnej ewaluacji.
Jak ocenia pan ten system ewaluacji: dyscypliny zamiast jednostek oraz wysoki wpływ kategorii na różne obszary działania uczelni?
Ewaluacja efektów działalności badawczej jest potrzebna. Pozwala ocenić stan badań i ogólną kondycję instytucji badawczych, w jakiejś mierze porównać je ze sobą. Natomiast powinna być przeprowadzona rzetelnie, a jej wyniki interpretowane rozważnie i traktowane poważnie. Szczególnie należy uważać z wykorzystywaniem jej do ocen efektywności czy wydajności naukowej. To raczej ocena jednostek, a nie dyscyplin ma sens, ponieważ to jednostki tworzą bliskie środowisko badacza i one w znacznej mierze mogą wzmocnić efekty procesu badawczego, prowadząc lokalnie sprzyjającą politykę naukową. Jednak skoro już zdecydowaliśmy się prowadzić ocenę dyscyplin, to powinniśmy przez pewien czas trzymać się tego schematu i przekonać się w praktyce, jaką koordynację badań na poziomie dyscypliny naukowej jesteśmy w stanie uzyskać i czy rzeczywiście oczekiwane efekty przychodzą. Najgorsze są bowiem ciągłe zmiany.
Odnosił się pan krytycznie do tzw. reformy Gowina. Proszę przypomnieć podstawowe argumenty.
Największym problemem reformy Gowina była nadmierna centralizacja uczelni, osłabienie ich samorządności i swobody, czyli wartości, które w naszym środowisku są kluczowe. To ważne szczególnie dla tych uniwersytetów, które łączą wiele dyscyplin. Choć i ustawa, i statut UW dają mi jako rektorowi dużą władzę, to pozostawiam możliwie największą swobodę decyzyjną na poziomie jednostek uczelni, szanując ich dorobek, tradycje oraz specyfikę. Z ekonomicznego punktu widzenia to właśnie w jednostkach powstaje wartość dodana, którą władze uczelni muszą wspierać, a dzięki synergii tworzyć siłę i pozycję całego uniwersytetu. To wymaga czegoś, co określam jako wspierające przywództwo. Dzięki solidarnej współpracy społeczności uniwersytetu, jej jednostek i przekonaniu przez nie poprzednich władz UW, udało się uniknąć wielu pułapek związanych z regulacjami ustawowymi. Choć uczelnie potrzebują stabilizacji, przede wszystkim finansowej, ale też w obszarze regulacyjnym, mam nadzieję, że mądre i konsultowane ze środowiskiem modyfikacje regulacji prawnych będą kontynuowane.
Czy coś zaskoczyło pana na własnym uniwersytecie po tym, gdy został pan rektorem?
Pracuję na Uniwersytecie Warszawskim od prawie czterdziestu lat, więc trudno mówić o zaskoczeniach. Byłem wcześniej kierownikiem jednostki uniwersyteckiej, prodziekanem, dziekanem, członkiem Senatu UW i w końcu prorektorem, więc poznałem uczelnię bardzo dobrze. Jeśli już mówić o zaskoczeniach, to – zaawansowanie procesów rozpoczętych w okresie, kiedy byłem prorektorem. No, ale uniwersytet to ogromna i inteligentna organizacja, która potrafi uczyć pokory.
Co to znaczy: kierować największym polskim uniwersytetem?
Na pewno nie o splendory czy zaszczyty tu chodzi. Oczywiście są bardzo miłe chwile związane z pełnieniem funkcji rektora tak dobrej uczelni, jaką jest Uniwersytet Warszawski, ale celem jest sukces jego samego i rzeszy pracowników, doktorantów i studentów. Nie chcę mówić górnolotnie, ale szczególnie bliski jest mi etos służby. Kierowanie dużą i dobrą uczelnią wymaga innego podejścia do swojej roli. Specjalnie nie używam słowa „obowiązków”. To wymaga w dużej mierze poświecenia i tak postrzegam swoją rolę. Jestem dla uniwersytetu i wszystkich członków jego społeczności. Osiąganie sukcesów w tym miejscu wymaga pewnych cech, takich jak kierowanie się poczuciem sprawiedliwości, a w działalności przekonanie, że człowiek jest najważniejszy. Podzielam też pogląd, że cechą dobrego menedżera jest mieć marzenia. Kiedyś, jeszcze jako prodziekan Wydziału Zarządzania, miałem marzenie, by była to jedna z najlepszych szkół biznesu w Europie. I dzięki pracy moich koleżanek i kolegów jesteśmy na najlepszej drodze do realizacji tego marzenia. Teraz mogę myśleć o realizacji moich marzeń dotyczących uniwersytetu. Wiem, że w dłuższej perspektywie dzięki współdziałaniu ludzi UW są one możliwe do zrealizowania. Dziś, jak subiektywnie to postrzegam, powiodło się w przypadku powołania Wydziału Medycznego. Posiadanie wizji nie jest automatyczną gwarancją powodzenia, ale stwarza szansę. Realnie i z przekonaniem spoglądam na realizację misji i strategii Uniwersytetu Warszawskiego.
Jakie ma pan pomysły na słabsze wydziały, dyscypliny i kierunki kształcenia?
Na Uniwersytecie Warszawskim nie ma słabszych wydziałów, dyscyplin naukowych czy kierunków studiów. Nie da się jedną miarą zmierzyć wszystkich. Uniwersytet nie jest i nie będzie jednolity, a w tej różnorodności tkwi jego siła. Zgodnie z zasadą decentralizacji jako rektor staram się nie ingerować w to, jakie plany mają i jakie działania podejmują poszczególne jednostki poza tym, do określenia czego centralnie zobowiązują mnie przepisy prawa. Każdy wydział, jednostka, dyscyplina naukowa i każdy kierunek studiów jest inny i wymaga indywidualnego podejścia. Wsparcie udzielane centralnie jest zgodne z głosami poszczególnych jednostek tworzących uczelnię oraz stanowi odpowiedź na zgłaszane potrzeby. Na tym właśnie polega wspierające przywództwo. Będę wspierać rozwój wszystkich dyscyplin uprawianych na uniwersytecie. Kategorie naukowe to jednak pewna konwencja, która nie zawsze oddaje rzeczywistą pozycję naszych zespołów badawczych. Na UW praktycznie wszystkie dyscypliny reprezentują bardzo dobry poziom naukowy i są rozpoznawalne poza naszym krajem.
Jak wygląda realizacja wielkiego planu przebudowy UW, największego bodaj projektu inwestycyjnego na polskich uczelniach?
Rzeczywiście realizujemy wielki plan przebudowy Uniwersytetu Warszawskiego. Szczególnie lata 2022–2024 to okres rozwoju największych inwestycji Programu Wieloletniego, którego zasadniczym celem jest kompleksowy rozwój infrastruktury uczelni. W maju ubiegłego roku oddaliśmy do użytku budynek przy ulicy Dobrej, największą inwestycję ze względu na powierzchnię i nakłady finansowe. Został on uhonorowany dwiema Nagrodami Architektonicznymi Prezydenta m.st. Warszawy: w kategorii „najlepsza architektura użyteczności publicznej” i w kategorii „najlepsze rozwiązania zapewniające dostępność”. Na ten sukces złożyła się także praca moich poprzedników. Drugą pod względem wielkości inwestycją jest budowa siedziby Wydziału Psychologii na Ochocie. Pracownicy i studenci przeprowadzą się do tego obiektu pod koniec wakacji 2024 roku. Budowany jest akademik na Kampusie Służewiec ze 130 pokojami, w tym do pracy cichej i do pracy w grupach. Będą też kuchnie, świetlica, pralnia oraz sala do ćwiczeń. Gmach ten, podobnie jak inne inwestycje na UW, będzie przystosowany dla osób z niepełnosprawnością ruchową, słuchową i wzrokową. Rozpoczęły się też prace projektowe Centrum Sportu i Rekreacji oraz przebudowy budynku Wydziału Geologii. Ważnym osiągnięciem jest wprowadzenie kilku projektów z zakresu elektronicznego obiegu dokumentów, będącego częścią programu cyfryzacji Uniwersytetu Warszawskiego. Platforma Zarządzania Wiedzą to baza danych sukcesywnie rozbudowywana o kolejne rejestry danych. Poza dostępem do wiedzy o zasobach uczelni, zapewne wzmocni ona promocję jej dorobku. We wrześniu 2021 roku uruchomiliśmy Program „Inteligentny Zielony Uniwersytet”. Jego celem jest m.in. stworzenie przestrzeni i infrastruktury bardziej przyjaznej dla ludzi, w tym dla osób z niepełnosprawnościami. To nasza odpowiedź na wyzwania związane z kryzysem klimatyczno-ekologicznym. Uniwersytet Warszawski został finalistą światowego, prestiżowego konkursu International Green Gown Awards z projektem Platformy Zielonego Dialogu „Green Thinking Matter Now!”, znajdując się wśród sześciu najlepszych na świecie. To chyba najważniejsze, choć nie wszystkie dokonania w programie przebudowy Uniwersytetu Warszawskiego. Warto też podkreślić dobrą sytuację finansową uniwersytetu. Jest ona rezultatem pozyskiwania przez władze uczelni dodatkowych środków finansowych, zarówno z budżetu państwa, jak i źródeł pozabudżetowych, także w rezultacie porozumień z podmiotami zewnętrznymi.
Jedną ze zmian w PSWN nazwano pańskim nazwiskiem…
Do funkcji rektorów polskich uczelni kandydują i zapewne będą kandydować w przyszłości setki osób, wśród których prawdopodobnie wielu skończy 67 lat. Wziąwszy pod uwagę realia akademickie, przepis wprowadzony w pierwotnym brzmieniu ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce z 2018 roku był kompletnie nieosadzony w tradycjach uniwersyteckich. Ostatnia zmiana ustawy w tym zakresie jest więc powrotem do rozwiązań obowiązujących przez dziesięciolecia w polskim porządku prawnym. Jest mało prawdopodobne, aby parlament, dokonując korekty w ustawie w przypadku limitu wieku, ale także w innych zakresach, kierował się jednostkowym przypadkiem.
Rozmawiał Piotr Kieraciński